Strony
niedziela, 25 października 2009
Olsztyn w trójwymiarze
niedziela, 18 października 2009
Jesienne barwy - Cmentarz Św. Jakuba
poniedziałek, 12 października 2009
Sztafaż w fotografii
I dopiero wtedy walnąłem się w głowę. Zrozumiałem, że trzeba fotografować w taki sposób, aby zdjęcia miały wartości historyczne i dokumentalne, żeby każde ujęcie niosło ze sobą ducha epoki. Od tej pory staram się postępować dokładnie odwrotnie. Robię fotografie dokumentujące oprócz głównego tematu tak przy okazji życie codzienne, jakiś motyw charkterystyczny dla współczesności, która przecież jutro, za tydzień, czy za rok - stanie sie przeszłością. Czasami czekam specjalnie, aż upatrzony przechodzień wejdzie mi w kadr i tym samym uzupełni kompozycję fotografii.
Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że to co robię to jest często SZTAFAŻ.
Sztafaż – to (z niemieckiego: Staffage od ausstaffieren czyli „przyozdabiać”) są zgodnie ze szkolną definicją - postaci ludzkie i zwierzęta oraz inne dodatkowe motywy ożywiające kompozycję obrazu lub fotografii, nie odciągające jednak uwagi odbiorcy od głównej treści dzieła.
Sztafaż w fotografii był stosowany już od wielu lat. Przykład to stara stereofotografia z Chin. Mur Chiński sam w sobie byłby trochę nudny. Postać Chińczyka trochę go ożywia:
Jeszcze bardziej ożywiają obraz trzy kobietki przed Łukiem Triumfalnym Cesarza Konstantyna w Rzymie. Z prawej widać Koloseum:
A już najciekawsza jest stara pocztówka przedstawiająca świątynię w Karnaku, Egipt. Najciekawsza, bo to najbardziej prymitywna forma sztafażu, jaką widziałem:
Biedny, bosy Egipcjanin dostał pewnie jakiegoś marnego piastra w zapłacie za to, że usiadł na stopie posągu i pozwolił zrobić sobie zdjęcie. Co za nienaturalna sytuacja. Jednak sama fotografia nabiera innej wartości. Pokazuje jak wyglądali prości Egipcjanie w dawnych czasach. Dziś zapewne najczęściej spotkalibyśmy ich w dżinsach.
A to mój przykład z Olsztyna. Dwie fotografie tego samego miejsca – piękna willa na rogu ulic Kościuszki i Niepodległości:
Na pierwszym zdjęciu sama willa. Na drugim willa ze sztafażem w postaci przejeżdżającego samochodu. Drugie zdjęcie ma niepowtarzalną zaletę – dzięki rozszyfrowaniu marki i modelu samochodu możemy je datować z błędem +/- 10 lat. Pierwsza fotografia mogła być zrobiona równie dobrze wczoraj, jak i 50 lat temu.
A wracając do samej willi – to willa rodziny Hermenau. Zbudował ją w 1902 roku Conrad Hermenau, potomek starej olsztyńskiej rodziny kupieckiej i fabrykanckiej. Był on szefem firmy prowadzącej tartak parowy i skład drewna „Conrad Hermenau & Co”, ulokowanej w pobliskiej dzielnicy przemysłowej w zakolu Łyny. Willa jest przepiękna. Zawsze przyglądam się jej będąc w okolicy, a szczególnie oczu nie mogę oderwać od drewnianego rzeźbionego balkonu. Zapewne zachwycał się nią również Wolfgang Hermenau, który był kolejnym i ostatnim niemieckim właścicielem samej willi, jak i tartaku. Wolfgang Hermenau był członkiem Volkssturmu. Zginął niedaleko swojej willi w nocy z 21 na 22 stycznia 1945 roku w walce z atakującymi od strony Kolonii Mazurskiej oddziałami Armii Czerwonej.
środa, 7 października 2009
Zanim pojawiła się „Alfa” – FOTOREPORTAŻ
Na plac budowy jako pierwsze wjechały współczesne potwory.
Oto 4-zębny smok:
A to co pozostało po „Wejściu Smoka”.
piątek, 2 października 2009
Karl Bergmann – historia jednego żołnierza
W wojsku od zawsze istniała taka polityka, aby służbę wojskową młodzi poborowi odbywali jak najdalej od miejsca zamieszkania. Tak też było i w Cesarstwie Niemieckim przed I wojną światową, tak też było w mieście Allenstein. Żołnierze służyli daleko od domu. Jedyny kontakt jaki mogli mieć z rodzinami, czy ukochanymi dziewczynami - to były pocztówki. Żołnierze pisali ich dużo. Zapotrzebowanie żołnierzy na pocztówki z wojskowymi oczywiście motywami było tak duże, że w koszarach Langseekaserne (koszary piechoty nad jez. Długim) wydawali takie pocztówki dzierżawcy miejscowej kantyny. Z adresów najczęściej spotykanych na żołnierskich pocztówkach z pocztowym stemplem „Allenstein” najczęściej spotkać można miasta: Hamburg, Berlin i Charlotenburg. Charlotenburg to obecnie dzielnica Berlina.
A z Hamburga pochodził także Karl Bergmann. To właśnie ten żołnierz:
Służył on w 150-tym Regimencie Piechoty w koszarach nad jeziorem Długim. Ze zdjęcia można nawet odczytać coś więcej. Bergmann służył w 4-ej Kompanii 1-go Batalionu. Skąd to wiadomo? Z „frędzla” wiszącego u jego lewego boku, zawiązanego na bagnecie. „Frędzel” to bezpośrednie tłumaczenie z niemieckiego słowa „seltengewehr” lub „troddeln”. Taki frędzel ze staropolska zwany był „kutasem”. Tak, tak, właśnie tak. W dawnych czasach słowo to nie miało tak pejoratywnego znaczenia jak dzisiaj. Kutasami nazywano właśnie takie frędzle najczęściej wiązane przy szablach lub sznury zakończone frędzlami służące do zaciągania zasłon w bogatych domach.
Zdjęcie jest o tyle niespotykane, że kolorowne ręcznie w epoce. W większości przypadków stare zdjęcia są niestety czarno-białe.
Zauważcie, że frędzel Karla Bergmanna ma kolor niebiesko-biało-niebieski. Ten układ kolorów nie jest przypadkowy. Oznacza czwartą kompanię. Regimenty (pułki) piechoty w tamtych czasach (w okresie pokoju) składały się z 12 kompanii i 3 batalionów. Czwarta kompania była ostatnią kompanią 1-go batalionu. Schemat układów kolorów na frędzlach dla każdej z 12 kompanii przedstawiał się tak:
Bergmann miał to szczęście, że zdążył zakończyć służbę wojskową jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Chyba miał w sobie coś z pacyfisty. Nie podobała mu się rzeczywistość w Europie - wszelkie niepokoje, międzynarodowe animozje, potrząsanie szabelką, które wieściły nieuchronne zbliżanie się wojny. Na krótko przed jej wybuchem Bergmann wyemigrował do USA. Żył tam długo i szczęśliwie. Gdyby tego nie zrobił, jego kości prawdopodobnie do dziś walałyby się na polach pod Tannenbergiem.
czwartek, 1 października 2009
Lina Cavalieri - najpiękniejsza kobieta świata
To Lina Cavalieri, włoska śpiewaczka operowa. W pierwszym dziesięcioleciu XX wieku uznawana była powszechnie za najpiękniejszą kobietę świata. I śpiewała oczywiście na całym świecie budząc powszechne uwielbienie. Można nazwać ją pierwszą „pin-up girl” (chociaż pojęcie to pojawiło się dopiero w latach 40-tych), czyli dziewczyną której zdjęcia i pocztówki z jej podobizną przypinane były pineską przez zauroczonych chłopców do ściany nad biurkiem, czy nad pryczą w koszarach. Dlatego wiele z zachowanych pocztówek przedstawiających Linę Cavalieri jest podziurawionych jak sito.
W czasie pierwszej wojny światowej Lina wyjechała za ocean i próbowała w USA kariery aktorki. W latach 1914-19 zagrała w sumie w siedmiu niemych filmach. Ale była chyba lepszą śpiewaczką niż aktorką. Wielkiej kariery aktorskiej nie zrobiła. Wróciła do Włoch. Jej koniec był w sumie smutny i tragiczny. Zginęła we Florencji w 1944 roku pod amerykańskimi bombami.